Czytam, bo lubię. Ostatnio nawet popełniłem wpis o czytaniu i ebookach. A teraz okazało się, że jest akcja … na facebooku. Taka akcja, żeby wymienić 10 książek, które się najbardziej pamięta lub też wywarły największe wrażenie. I takie akcję lubię i popieram. A skoro zostałem nominowany to działam. Oto moje book story.
Pierwsza książką, którą pamiętam już przez mgłę (a może to lekko zatarte wspomnienia) to … polski western, czyli „Tropy wiodą przez prerię” Wiesława Wernica. Nie wiem na ile był/jest to pisarz popularny wśród czytający, ale wtedy przygody Karola Gordona czytałem z wypiekami. Indianie, kowboje, traperzy, przygoda. To było to! Jednak ta książką była dla mnie ważna z jeszcze innego powodu – to była moja „pierwsza dorosła” książka. To już nie były przygody jakiegoś Puchatka, to była „twarda opowieść” w grubej książce. I tak zaczęła się moja przygoda z książkami Wernica. Zastanawiam się właśnie czy wrócić do nich, czy też pozwolić by żyły we wspomnieniach, jako te dobre momenty z przeszłości.
Numer dwa to … przygody Winnetou i Shatterhanda, skreślone reką Karola May’a. Rozpalały wyobraźnię, były tematem wielu podwórkowych inscenizacji. Potem pojawili się inni bohaterowie. Sorry Winnetou – biznes is biznes ;)
Trzecia książka [a raczej cała seria], która pojawiła się we wspomnieniach to opowiedziane przez Alfreda Szklarskiego przygody Tomka Wilmowskiego. Wtedy chciałem być podróżnikiem, poskramiać wzorkiem dzikie zwierzęta, zwiedzać świat.
Chęć zwiedzania świata zaprowadziła mnie do … książek Arkadego Fiedlera. W pierwszej chwili nie mogłem sobie poradzić z tym, że nie było w nich tak wprost bohatera, z którym się można było identyfikować. Jednak później trudno mi się było oderwać od pełnych kolorów i życia opowieści. To klasyfikujemy jako pozycję nr 4.
W międzyczasie zaczęła się fascynacja fantastyką – może pod wpływem serialu „Kosmos 1999” ;) a może tak musiało się zdarzyć. W każdym razie pierwsze co przeczytałem to „Opowieści o pilocie Pirxie” Stanisława Lema [to pozycja nr 5].
Kolejna pozycją SF, która zrobiła na mnie wrażenie [nr 6 na liscie] była wizja świata, w którym II wojnę światową wygrali … hitlerowcy i Japończycy. Czyli „Człowiek z Wysokiego Zamku” Philipa K. Dicka.
Na wiele przed tym nim pojawił się szał wokół „Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkienia tworzyliśmy listę kolejkową w szkolnej bibliotece. To było coś! To był świat! To były postaci z charakterem. I to już pozycja nr 7.
Któregoś dnia wykopałem w bibliotece „Fundację” Isaaca Asimova [pozycja 8] i nie ukrywam, że to książka [czy też bardziej seria] do której właśnie ostatnio wróciłem po raz czwarty. Fantastyczna opowieść, jak może wyglądać przyszłość i czy mamy na nią wpływ. A może ktoś ciągle czuwa nad tym abyśmy się sami nie usunęli z Wszechświata.
Tak dotarliśmy do pozycji nr 9. Skłamałbym gdybym nie przyznał, że wrażenie na mnie zrobiła „Gra Endera” Orsona Scotta Carda, ale chyba bardziej przypadła mi seria „Opowieści o Alvinie Stwórcy” , którą próbuję skompletować. Jeśli więc ktoś ma na zbyciu, któryś z tomów, to ja chętnie przygarnę.
I jakoś tak wyszło, że lista 10 książek do wymienienia to strasznie mało miejsca. I już koniec się robi czyli pozycja nr 10.
Były takie czasy, gdy ciągnęło mnie do opowieści morskich. I tak trafiłem, a właściwie mój tato podsunął mi, „Znaczy Kapitan” Karola Olgierda Borchardta. Spróbuję do niej wrócić po latach i zobaczyć czy jest jeszcze ta magia i moc, która wtedy była.
W każdym razie warto czytać i to nie ważne czy drukowane, czy w wersji elektronicznej.
P.S.
Proszę o wybaczenie: Tomka Sawyera, Tumbo z Przylądka Dobrej Nadziei, Kubusia Puchatka, Wiedźmina, Endera, Paula Atrydę i wielu, wielu innych! Wybór był bardzo trudny.