Odkąd pamiętam słuchałem muzyki. Bardzo różnej, często uzależnionej od moich zdolności percepcji. Stąd pewnie wiele było nurtów i zespołów, do słuchania których dziś na pewno bym się nie przyznał. Na szczęście wraz z wiekiem, zmieniały się moje gusta, dając dojść do głosu potrzebie grania na instrumencie muzycznym.
Nic w tym oczywiście niezwykłego ? każdy kto słuchał muzyki chciał grać tak jak jego idol, wzbudzać swoją muzyką emocje i poczuć jak wygląda świat widziany ze sceny. Tak i ja chciałem grać, oczywiście na gitarze. Po dwóch próbach okazało się niestety, że moją mocną stroną nie będą riffy i solówki, ale prawdopodobnie sekcja rytmiczna. W końcu perkusista, mimo, że niezbyt widoczny, to jednak bardzo ważny dla zespołu element. Niestety na perkusję też się nie nadawałem. Prawdę mówiąc nie nadawałem się nawet na granie na tamburynie. Po prostu świat muzyki nie był dla mnie. Nie ma sensu rozpisywać się na temat mojego życia po uzmysłowieniu sobie, że nigdy nie będzie ono naznaczone solidną porcją rockowej autodestrukcji. Było fatalnie.
Na szczęście z czasem pogodziłem się z tym i starałem się rozwijać muzycznie jako wyedukowany słuchacz. Wydawało mi się, że to jedyna możliwość związania mojego życia z ludźmi, którzy swoją gra wpływają na serca i umysły. Niestety, żeby być wyedukowanym znawcą czasem trzeba słuchać czegoś co nie do końca się nam podoba, ale nie wypada tego nie znać. Dla mnie były tym zespoły Jassowe (niestety nie podam żadnej nazwy). Nie mogłem ich słuchać, męczyły mnie strasznie i wprawiały w osłupienie przy każdym kontakcie z recenzją, która mówiła o ich ogromnej wartości dla rozwoju muzyki w Polsce i na świecie.
Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że skoro to recenzje budują popularność tych zespołów, to recenzje mogą je również burzyć. I skoro do takiej konkluzji dotarłem tak szybko, to, jak dla mnie, nie warto tych recenzji czytać.
Lepiej jeździć na festiwale i samemu sobie wyrobić zdanie. I Wam tak radzę.
Foto dziewczyny z gitarą odkryte na pewnym klimatycznym serwisie