Zdecydowana większość obecnych pracowników w firmach, to tzw. pokolenie Y. Pokolenie, które inaczej traktuje Internet, telefonię komórkową, TV, przynależność społeczną. Sam określam to pokolenie jako IMI.
I jak Internetowi, bo nie wyobrażają sobie, że kiedyś Internet nie istniał, dla nich to coś tak normalnego jak to, że po nocy nastaje dzień. M jak mobilni, gdyż nie widzą problemu w tym, że do danej informacji mogę dostać się z dowolnego miejsca na świecie. Do tego nie mają obiekcji by w to dowolne miejsce świata udać się, by np. pracować w wymarzonej firmie. Ostatnie I to Interakcja, Interaktywność. Osoby z tego pokolenia, nie tylko oczekują, że będą otrzymać informacje, usługi, ale także, że będą mogli sami dostarczać kontent, weryfikować standard usług czy też komentować rzeczywistość. Od tego nie uciekniemy, jedyne co powinniśmy umieć to ukierunkować i spożytkować ich „stan posiadania”.
Dla dzisiejszych managerów pamiętających czasy, gdy rodziły się pierwsze komputery, gdy laptopa trzeba było dźwigać jak walizkę czy też telefon komórkowy nosić w aktówce ze względu na jego wielkość, zarządzanie takimi pracownikami jest nie lada wyzwania. Ta generacja nie wyobraża sobie, aby nie mogła wejść na swoje konto na nasza-klasa.pl, facebook.com czy też goldeline.pl. I uważam, że należy dać im taką możliwość wszędzie tam gdzie nie wpływa to na jakość pracy. Trzeba jednak im jednak wyraźnie powiedzieć: „Tak, macie możliwość. Tak, możecie korzystać. Pamiętajcie jednak, żeby nie nadużywać tego prawa”. Muszą wiedzieć, że chociaż w Internecie są sobą „mają tylko inne imię i nazwisko”, to ich aktywność zostawia ślady. I każdy kto potrafi te ślady czytać ostatecznie pozna również ich imię i nazwisko.
Warto ich uczyć, że emocje są ważne. Wypowiedź nie może się składać tylko z samych emocji i do tego w wersji niecenzuralnej. Nie z każdym trzeba się zgadzać, ale należy dać mu prawo do wypowiedzi. Również jednak należy to prawo do wypowiedzi monitorować, bo nie każdy kto ma prawo do tego prawo ma coś wartościowego do powiedzenia.
Dzisiaj na kazaniu (chyba zacznę chętniej chodzić na msze prowadzone przez proboszcza mojej nowej parafii) usłyszałem, że w przekazie „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” trzeba odkryć głębsze przesłanie. Nie będzie nam pluł w twarz, bo sami … zrobimy to lepiej. I to często widzi się w necie. Amen.