Chodź opowiem Ci bajeczkę :-)
Kaptura obudziło nagłe dźwięczenie. Przez chwilę zastanawiał się o co kaman. Dotarło do niego, że to Bachu leci. Jeszcze przez chwilę delektował się wylegiwaniem. Tym bardziej się wylegiwał, że dotarło do niego, że tego dzwona ustawił na budzenie. „Ta, to już” pomyślał sobie i wstał.
Luźnym krokiem zaszedł do wuceta. Odkręcił wodę i zmył paprochy z oczu. Nie żeby był jakiś Janiak albo inny metroseks, ale nie lubiał jak mu się coś w oku gnieździło. I do tego foczki krzywo patrzyły na kolesi z paprochami. A Kaptur nie lubił jak foczki krzywo patrzyły, bo to były kolejne godziny nawijki i kasa na driny. Jak nie musiał to nie lubił puszczać szmalcu bez potrzeby.
Stanął przed szafą. Zaczął się zastanawiać czy Najki czy Ribok. Najki, Ribok, Najki, Ribok … W końcu sięgnął po bluzę Najki. Z kolorem nie miał problemu, bo wszystko było czerwone. Nie bez powodu ziomy wołały go Czerwony Kaptur. Z resztą był już łatwiej, bo jak łyżwa jest, to łyżwa musi być wszędzie. Skompletował się, rzucił okiem w lustro. „Jest spoko. Daję radę. Jak zwykle ;)” pomyślał patrząc na swoje odbicie.
Siegnął po plecak i zaczął pakować do niego to co trzeba. Musi trochę podkręcić tempo, bo Babcia nie lubił czekać. Sie spóźni i znowu będzie kazanie, że nie ma szacunku dla czasu. A czas to pieniądz, a pieniądz … i tak takie tam pi2pi. Skończył pakowanie, przypomiał sobie, że telefon został koło łóżka. Jeszcze raz rzut oka w lustro. „Jest ok. Lecim na Szczecin” pomyślał i wyszedł z chaty.
Na dworze ziąb dawał czadu. Aż dżiny same sztywniały. „Kurna trzeba kupić jakiś pojazd, bo ileż można tak szłapcugiem dymać. To już nie dla mnie” przemknęło mu przez głowę. Wyszedł z osiedla i wszedł w las. Las, jak las. Przysypany śniegiem. Wokół walały się flachy, kiepy. Widać było, że pogoda nie odstraszała za bardzo amatorów impry w plenerze.
Szedł spokojnie, ale szybko. Lubił leźć we własnym, takim podkęconym tempie. Wyciągnął z kieszeni słuchawki i zapodał muzę. „Ta, jest kul i w ogóle” ocenił rzeczywistość. Nagle gdzieś coś dotarło do jego uszu i jakoś nie pasowało do kawałka, który leciał. Spiął się z lekka i zaczął nasłuch.
„Cześć ładniutki” usłyszał wyrażnie. Obrócił się w prawo i lekki dreszcz przeleciał mu po karczychu. To była ona. Ona znaczy się Wilka. Nie przepadał za nią. To był niezła foczka, ale miała trochę poryte pod czachą. Ziomy mówiły, że lubi twarde gierki i że sypia z ganem. Poczuł, że będzie jakiś kłopocik.
„No sie ma Wilka. Sorki, ale jestem na niedoczasie. Kolnij do mnie jutro” odpowiedział na jej powitanie. Machnął ręką i szedł dalej. „Oki handsome. Rozumie sie, że dymasz do Babci? No to nie będę Cię blokować” …..
Ciąg Dalszy Może Nastąpi, o ile stwierdzicie, że chcecie :-)