A momenty były? Takie z reguły pada pytanie, gdy ktoś mówi, że był w kinie. Nie wiem na ile można to zastosować do bycia w teatrze, aczkolwiek coraz więcej dziwnych rzeczy dzieje się w teatrze czy też operze, więc może i momenty będą (a może nawet już były).
W teatrze byłam. Rzadko mi się zdarza ostatnio, rzadko. Nie ma się czym chwalić… i nie poszłam z własnej inicjatywy tylko moja siostra intelektualistka zorganizowała. Ona taka jest ;) No i wylądowałam na Shirley Valentine, w wykonaniu Krystyny Jandy.
Ile to ja się nasłuchałam od siostry, że super, że Kryśka jest boska (jakby to jej koleżanka była ;), że trzeba zobaczyć, że Ona to już widziała tyle razy… itd. I wiecie co? To naprawdę Trzeba Zobaczyć!!!! Znowu wyszło, że moja siostra nie jest całkiem głupia.
Jestem mężatka z dość krótkim stażem, ale już rozumiem o co chodzi pani Shirley… Ubaw po pachy, choć podszyty tragizmem. Nie opiszę Wam o czym jest ta sztuka, bo nie w tym rzecz i pewnie byście mieli potem powód, żeby nie iść. Ja Wam ją po prostu polecam, z ręką na sercu.
Ale jak było? Fajnie było. Przedstawienie reklamowane jest tak:
Krystyna Janda jako kura domowa?! To całkiem możliwe… ale nie do końca. Znudzona i zahukana żona przy mężu otwarcie wyznaje: „Wiesz, co ja sobie całe życie mówiłam? Dzieci dorosną to ja se stąd pójdę. Dzieci dorosły, a ja, co? Nie mam gdzie iść! A poza tym to wiesz, co ludzie mówią? Po czterdziestce to tak jakby już wszystko było i nic człowieka nie rajcuje” (Mam wrażenie, że u mnie to szybciej poszło! Ja to się tak czułam jak miałam dwadzieścia pięć!) Pewnego dnia Ona, ta żona, decyduje się na szaleństwo. Mając powyżej uszu małżeńskich powinności, wszystko postanawia zacząć od nowa. Pragnie się jeszcze cieszyć życiem i, mimo że lat jej nie ubędzie, zamiast mówić: „Boże, mam czterdzieści dwa lata” woli wykrzyknąć: „Shirley, masz dopiero czterdzieści dwa lata, jak to cudownie!”
Jeszcze kilka cytatów z tego monodramu, takich które mnie rozbrajają :
„Kurcze. Jedź ze mną!
To jest logiczne i trzyma się kupy, że se możesz pojechać! To głupia dopiero. To jej powiedziałam, że w małżeństwie to nie ma, co szukać logiki. W małżeństwie to jest jak na Bliskim Wschodzie, nie ma rozwiązania. Trochę się postawisz, trochę ustąpisz, dopiero jak pieprznie to lecisz z gaśnicą…”
„Dzisiaj mi dała bilet na samolot. Kurcze, Ściana, wzięłam, bo nigdy nie miałam biletu na samolot! Zobacz! Widziałaś to?! No nic, troche se potrzymam i jej oddam. Kurcze, czytam ten bilet i czytam.”
„Ty sobie wyobrażasz, jak ja mu mówię, że jadę do Grecji, Ściana?! Przyszedłby tutaj, nie? Jak co wieczór. Na posiłek. A ja mu mówię:
– Kochany! Jadę! Do Grecji, kurcze! Zapisz se to w kalendarzyku! 19.00 z Man do Kor!
Ściana! Co tu mówić o jechaniu, jak ja w ogóle nie potrafię sobie wyobrazić, że ja mu mówię, że jadę!”
Dobra tyle, bo zaraz będziecie znać cały spektakl, a nie wiem czy jak go się czyta jest równie zabawne, czy musi się go najpierw zobaczyć… ale naprawdę dużo z życia podane lekko i zabawnie, i daje nadzieje…
Obiecuje świetną zabawę, i chwile refleksji… Nie zdziwię się jak kiedyś każdy z nas będzie miał swoja Grecje… albo pokocha przyjaciółkę ścianę…
My byliśmy w piętnaście osób, każdy wyszedł zachwycony… Polecam! Siostrze dziękuję… a i sądzę, że tu wykonanie ma znaczenie wiec tylko z KJ…
Taki mi pasują to na puentę słowa z piosenki Anny Jantar „…to wiara że, naprawdę umiem żyć…”