Ta historia wydarzyła się naprawdę. Wszelkie podobieństwo do znanych firm zamierzone. Jak to piszę to lekko mi skórą cierpnie na myśl, co by było gdyby …
Wieczór, dzieciaki ogarnietę i wysłane w objęcia Morfeusza. Szykuję się do oglądniecia filmu, gdy żona siedząca przy kompie mówi, że nie ma Google’a. Jak może nie mieć Google’a? Wstaje, podchodzę, przejmuję lapsa. W firefoxa wpisuje google.pl i … nic. No to explorer. Ten sam efekt. Zostaje jeszcze safari. I nic. Reset połączenia z siecią bezprzewodową też nic daje. Wyciagam iPhone’a i … tu też nic. Onety, facebooki, wp się ładują. A Google za nic. No teraz jeszcze wjazd na Multibank.pl i katastrofa. Serwis się nie wyświetla, bo nie można połączyć się z google analitycs. Jakiś koszmar!
Resetuje router. Efekt ten sam czyli żaden. Myślę sobie pewnie coś mam skopane, bo instalowałem nową wersję Nortona z opcją ochrony sieci bezprzewodowej. Poszukam jutro.
Na wszelki wypadek wysłałem mail do znajomego, który pracuje u dostawcy mojego internetu. Zapytałem czy coś może mieszali czy mam szukać u siebie. Odpisał, że mieszali coś w vlan’ach, bo szykują się do oferowania telewizji, może być, że coś nie tak u nich.
Na drugi dzień sprawdzam. Wszystko gra i trąbi. Dotarło do mnie wtedy, że gdyby tak faktycznie wyłączyć całego Google’a na jeden dzień, nawet na godzinę, to mogłaby być niezła jazda bez trzymanki.
Przy okazji muszę się dowiedzieć, jak tym gościom udało się „wyłączyć” google’a. To trzeba opatentować :)