Brzydkie Kaczątko był wpieniony, bo wszyscy dopieprzali się, że taki paszczur z niego. Wyć mu się chciało. Doła miał jak cholera. Normalnie miał ochotę przykopać, ale i tak nie dałby rady, bo za chudy w uszach był.
Pewnego dnia stwierdził, że do chrzanu to wszystko i daje nogę. Stracił się na parę tygodni. Nikt specjalnie za nim nie tęsknił.
Leciał dniem za dniem. Normalka. Nagle nad jeziorem pojawił się super łabądź. Wszystkim aż gały wyszły, bo takie to było ciacho. A jak się okazało, że to Brzydkie Kaczątko to już im w ogóle kopary opadły.
W klinice w Szwajcarii go tak zaupgradeowali;)